poniedziałek, 26 maja 2014

Oj te nasze "szczęście"....

Witajcie. My dziś po weterynarzu, bo była taka potrzeba, no, ale zacznę od początku, aby wszystko opowiedzieć.

Tak więc w sobotę jak zwykle poszłyśmy na działkę, było fajnie, choć był straszny upał i 2-3 lody nie pomogły. Ja nakręcałam urywki do zwiastuna filmiku i takie tam sprawy.
Wracając alejami ok. godziny 19-stej, przy drodze już prawie wyjściowej zauważyliśmy jakiegoś faceta z psem na smyczy. Pies był dziwnie naczajony i tym bardziej była to suczka.
Złapałam Molly na zblokowaną, krótką smycz i przeszłam na drugą stronę alejek. W jednej sekundzie ten pies rzucił się na moją Molly, nawet nie miałam jak jej ociągnąć, bo smycz przez to z ręki mi wypadła, a ten facet puścił smycz, był on wysokiego wzrostu ok. lat 50. Zaczęliśmy do niego krzyczeć, aż w końcu odciągnął psa.My powiedzieliśmy mu to co mieliśmy, i za takie coś, że psa nie umie wychować, kagańca nie nakłada, mogliśmy zadzwonić po policję lub straż miejską. Pies był duży, kundel.


Ja zajęłam, się Molly, a ona ze strachu uciekła, wystrzeliła ja "z armaty" tak szybko biegła!
Zaczęłam ją gonić, mama z siostrą za mną, a facet "w nosie" miał i poszedł. Ja zawsze panikuję, zaczęłam się drzeć, nawet płakać. Każdego się pytałam, "czy widział, w którą stronę biegnie". Pogubiłam buty, gdy zaczęłam ją gonić. Biegłam tak jak i ona, w ogóle jej nie widzą 2-3 km. Jedna pani powiedziała mi, że ją widziała, bo był duży hałas, jak smycz automatyczna ciągnęła się po ziemi. Nie wiedziałam co robić, przed oczami miałam potrąconą Molly przez samochód. Zbliżałam się do domu z myślą, że tam jest.
Gdy zobaczyłam ją siedzącą pod klatką wejściową, płakałam ze szczęścia, a Molly siedziała skulona i wystraszona.


Obejrzałam ją całą, czy nie ma ran i.t.d. Nigdzie nic nie widziałam, tylko pojedyncze otarcia, a bałam się, że będzie gorzej, bo jak ten pies się na nią rzucił to zrobiła chyba z 1-2 "fikołki". Nigdzie nie widziałam mamy, a telefonu nie miałam przy sobie.Zauważyłam moją ciocię i ona zadzwoniła do mamy i za chwilę była koło nas, i też nas szukała, ale nie dorz, że bała się o psa, to nie wiedziała, gdzie ja jestem....
Niby wszystko było dobrze tylko była zmęczona i lekko wystraszona. Miała apetyt, piła wodę.



Na drugi dzień ( niedziela ) przy wstawaniu popiskiwała. Zauważyliśmy, że ma nieco przy tylnej łapce napuchnięte. Myśleliśmy, że walnęła sobie tą smyczą lub przez tego psa. Na początku były również podejrzenia, że może bolą ją mięśnie i, że przez to, że tak szybko biegła, mogła mieć jakiś uraz.
Była osowiała, nie chciała chodzić, ale najważniejsze to, że normalnie się "załatwiała" i miała apetyt, piłą wodę. Przez to, że była niedziela, weterynarz nieczynny i z resztą chciałyśmy poczekać trochę jak to będzie.




Dzisiaj postanowiłam przejść się "na wszelki wypadek" do weterynarza. Powiedział, że mogą być to właśnie jakieś obicia itd., ale w każdym bądź razie nic groźnego nie powiedział. Dał jej jakieś 2 zastrzyki przeciw bólowe i powiedział, aby jutro przyjść i jeszcze raz to zobaczyć.
Teraz trochę wyszła na balkon i śpi. Mam na dzieję, że będzie wszystko dobrze, bo trochę też się obawiam... Co do tego faceta i psa, to "tak czy siak" zgłosimy to na policję... Przecież, mogło się stać jeszcze gorzej... Wiadomo powiedzą, że już za późno, ale mam świadka i znajomego tego pana, bo w tym czasie rozmawiał z takim panem, zapamiętał gdzie ma działkę.. .I zobaczymy jak będzie...





Przepraszam, za te rozpisanie się, ale musiałam gdzieś to spisać szczegółowo.
Ogólnie, gdyby nie to, na działce było przyjemnie, bawiliśmy się itd. A tu musiał iść ten kundel...
Przerobiłam zwiastun filmiku i przepraszam Was za tę "brzydkie" nagranie i zacinanie się trochę ;)
Widzicie też pewnie, że filmik trwa 29 minut, ale to nie prawda, nie wiem czemu się tak zrobiło...
Tu link do You Tube - klik, poniżej też jest dodany.


Tak więc dziękuje za przeczytanie tej "przygody", miałam takiego stracha jak uciekła, choć nie powinna tego zrobić, nie zrobiła sobie tego "och tak!", tylko była przestraszona...
Dziękuje i pozdrawiamy, do zobaczenia :)


12 komentarzy:

  1. Wiesz co może się okazać, że Molly od teraz będize się bała większych od siebie psów. Bardzo dobrze, że zgłosiłaś to na policję na takie sprawy trzeba reagować i likwidować takie przypadki. Zdrówka życzę :)

    Pozdrawiamy Hania&Fiona
    http://jaimojaspanielka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezu :O
    Właśnie takim "właścicielom" powinno się tak wyperswadować, by nauczyli się pilnować swoich psów -,-
    U mnie to samo kiedyś było, jak jakaś baba swojego kundla utrzymać nie umiała: http://majkowaa.blogspot.com/2014/02/majk-ugryziony.html tu masz opisane.
    Mam nadzieję, że z Mollcią będzie wszystko dobrze, że nie odbije to się na jej psychice ani zdrowiu.
    Ech, na takich ludzi nie ma słów.
    Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miłe słowa :) Jest już lepiej, a szczegółowo to wszystko o jej teraźniejszym zdrowiu pojawi się w kolejnym poście :) Niestety na tych ludzi nie da się nic poradzić...
      Również pozdrawiamy :)

      Usuń
  3. Przykre, że niektórzy nie biorą odpowiedzialności za swoje psy. U nas już niejednokrotnie zdarzyło się, że jakiś obcy pies chciał zaatakować Dejzi. Kompletnie nie wiem, co w takich sytuacjach robić i nie wiem, jak Dejzi zareagowałaby na miejscu Molly. Współczuję, bo wiem, jaki to strach :/

    Pozdrawiamy,

    medleydog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamy już dla Was tło zapraszamy ;) tinamaltanczyk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Współczuję, sama zresztą byłam w podobnej sytuacji, więc wiem, jak musiałaś się czuć. Powinniście teraz przykładać wielką wagę do socjalizacji psa, aby nie wyrobiła w sobie agresji lękowej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Polecam na następny raz zatrzymać faceta i zadzwonić na policje. Dopiero wtedy się nauczy :) Nie odpuszczajcie, bo pies zostanie skrzywdzony, a winowajca pozostanie bez jakichkolwiek konsekwencji. Polecam, moja mama tak zrobiła. Kobieta obiecała w razie potrzeby pokrycie kosztów leczenia i podała swój nr telefonu. Teraz pilnują swojego psa i zabierają kiedy widzą moją Kasję. Ich Figa była zawsze taka, kiedyś mnie za kostki próbowała gryźć. Niby jakieś 10-12 kg kundel, ale jaki wredny. Z czasem jak dorosłam przestała być agresywna. Najwidoczniej nie lubi dzieci i małych psów. Sąsiad jest fajnym gostkiem, starszy pan, który zawsze Figi pilnuje, ale to była jego córka. Nie pomyślała. Teraz już uważa. Dodatkowo Kaśka uciec nie dała rady bo pies ją gonił i w tyłek podgryzał :P

    Podziwiam za tak częste posty :) Ja bym nie miała pomysłu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to niestety panikara i "dyla" za psem, ale na przyszły raz ( mam nadzieje, że takiego czegoś nie będzie ) będe miała zaufanie psa i nawet jak będzie uciekała zajmę się facetem... Ja za to mam krótkie posty, a ty dłuższe i ciekawsze :) Dziękuje :)

      Usuń
  7. Fajny blog!;-D Kiedy będzie następny post,bo jestem jego ciekawa? i to na 100 procent!:-) Myślę też , że będzie także ciekawy i wspaniały!!!...Następnego także tobie skomentuje.Przyznaję się też miałam psa tylko nie miałam o niej bloga (to była suczka).Niestety uciekła.Razem z Molly na pewno przeżyjesz jeszcze wiele przygód. :-D:-) Pozdrawiam ciebie i oczywiście twoją niezwykłą Mollusię.Życzę szczęścia i powodzenia oraz ogromną ilość przygód!!! ;-D:-P:-D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla nas dużą motywacją do kolejnego pisania, dlatego bardzo za niego dziękujemy! :)
Pozdrawiamy!